Poniedziałkowy rezonans wykazał guza tuż obok pnia mózgu, z naciekami na skroń z prawej strony. Glejak rośnie w siłę, trzeba go jak najszybciej wyciąć!

Skontaktowałam się z doktorem Witoldem Libionką z kliniki w Kluczborku, który podejmie się operacji. Niestety, nie jest ona refundowana… Koszt samej operacji, która uratuje moje życie, to 90 000 zł. Do tego koszty dalszego leczenia onkologicznego, dojazdy…

Nie mamy takich środków, dlatego z całego serca proszę o pomoc. Muszę żyć dla moich dzieci, nie mogą stracić mamy…

Najmłodsza jest Martynka – ma 3,5 roku. Potem 5-letni Maksio, 11-letni Bartuś i 13-letnia Ola. Najstarsi są synkowie – Kacper ma 15 lat, a Mikołaj, już student mieszkający w Warszawie – 23. Dzięki moim dzieciom wciąż to jestem, żyję i walczę! Mam na imię Teresa, mam 40 lat i złośliwy nowotwór mózgu, który raz za razem wraca. Okazało się, że jest kolejna wznowa!

Nie wiem, co będzie dalej. Przerażają mnie koszty leczenia… Dziś proszę o każde możliwe wsparcie, by wyrwać temu potworowi kolejne cenne lata życia! Mam nadzieję, że będzie ich jak najwięcej…

Glejak IV stopnia złośliwości. Wiedząc, jak przebiega choroba, to i tak cud, w jak dobrym stanie jestem! Pierwszy raz zachorowałam 6 lat temu. Było mi niedobrze, wciąż chciało mi się spać. Po zrobieniu tomografii komputerowej okazało się, że w mojej głowie jest 6-centymetrowy guz! Pierwsza operacja, guz usunięty w całości. Wróciłam do domu i zaczęłam na nowo doceniać życie! Wszystko było dobrze, czułam się świetnie. Zaszłam w ciążę, urodził się Maksio.

Żyłam normalnie, co 3 miesiące jeździłam na kontrolne badania. Jedne z nich wykazały wznowę guza w tym samym miejscu! Doktor, który operował mnie za pierwszym razem, i tym razem pomógł – usunął guza, a ja przeszłam radio– i chemioterapię. Bez skutków ubocznych, nie wypadły mi nawet włosy! Czułam się znakomicie i wierzyłam, że wygrałam! Leczenie skończyłam w listopadzie 2018 roku. Kontrole co 3 miesiące, potem już co pół roku. Cieszyliśmy się z rodziną każdą wspólną chwilą, tym bardziej że na świecie pojawiła się też mała Martynka. Żyliśmy skromnie, ale razem, szczęśliwie. Wierzyłam, że widmo nowotworu jest już dawno za mną. Do czasu…

W lutym bieżącego roku po odebraniu wyników rezonansu dowiedziałam się, że jest wznowa w móżdżku. Przeszłam kolejną operację – tym razem gamma-knife. W sierpniu tego roku po kolejnych badaniach wyszło na jaw, że kolejny guz pojawił się znowu w płacie skroniowym!

Czekam na decyzję lekarzy, co dalej. Jakie czeka mnie leczenie, ile to wszystko będzie kosztować – jeszcze nie wiemy. Nasza sytuacja materialna jest coraz trudniejsza.

Tym razem guz jest głębiej. Nie wiadomo, czy da się go usunąć. Rozmawiam z dziećmi o śmierci. Tłumaczę im, że człowiek – nawet zdrowy – może umrzeć niespodziewanie. A gdy ktoś jest chory, jak ja, odejdzie prawdopodobnie szybciej. Córki i synowie dają mi siłę. Mówią, że będzie dobrze, że już przecież nie raz pokonałam przeciwnika, jestem od niego silniejsza!

Na razie nie mam żadnych objawów – robię wszystko jak do tej pory. Staram się ciągle być w ruchu, co przy dzieciach nie jest trudne. Wtedy nie myślę, że w środku, w mojej głowie jest i wciąż rośnie guz, który może mnie zabić…

Mam marzenie, żeby dostać jeszcze choć z 5 lat życia. Będę walczyć – to pewnie. Wierzę, że tym razem też się uda. Będę wdzięczna za każdą możliwą pomoc. Proszę o wsparcie… Za wszystko z całego serca dziękuję!

Link do zbiórki: siepomaga.pl/teresa-hawro